top of page

Życie na wyspie, czyli o przygodach z deszczem

  • Zdjęcie autora: Magdalena
    Magdalena
  • 3 mar 2017
  • 2 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 15 sty 2021

Przyjeżdżając na wyspę Gili Meno, w porze deszczowej, ma swoje plusy oraz minusy. Zdecydowanymi plusami są niskie ceny oraz brak turystów. Oczywistym minusem są ciągłe deszcze.



Pierwszego dnia udałam się na poszukiwanie apteki. W połowie drogi złapała mnie ulewa. Na szczęście miałam ze sobą pelerynę ale deszcz był tak silny i porywisty, że postanowiłam go przeczekać, schowana pod dachem, czyjegoś domu. Gdy powoli przestawało padać zrezygnowana, że nie znalazłam apteki, postanowiłam udać się z powrotem do chatki ale w ostatniej chwili zauważyłam znak świadczący o tym, że apteka znajduję się ode mnie zaledwie 100 metrów. Gdy dotarłam do ów miejsca, właściciel sklepu obok, poinformował mnie, że apteka już nie funkcjonuje i muszę się udać nieco dalej. Zbliżając się do celu, ponownie zaczęło padać.W aptece próbowali mnie naciągnąć na drogie tabletki przeciwbólowe, których cena przekraczała pięciokrotnie normalną cenę. Gdyż Jirkę męczył ostry ból gardła, postanowiłam kupić jedynie tabletki przeciwzapalne. Ulewa nie ustępowała. Do naszej chatki, wróciłam zmęczona i przemoczona. Gdy powiedziałam Jirce ile wydałam na tabletki, uznał, że zostałam nieźle wrobiona. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że miał rację. Miałam do siebie pretensje, że nie skonsultowałam się najpierw z Jirką. Niedługo po tym jak wróciłam, wyłączyli prąd. Właściciel chatki poinformował nas, że silny wiatr przewrócił drzewo, które zerwało kabel. Prąd miał być przywrócony kilka godzin później, niestety prąd wrócił kilka dni później. Gdyby nie pompa elektryczna, która napełnia wodę do zbiornika, wcale nie brakowałoby mi prądu. Niestety brak wody to trochę inna sprawa. Zanim poszliśmy spać, udaliśmy się z Jirką do pobliskiej studni gdzie napełniliśmy nasz kosz na śmieci, wodą, na wypadek, gdybyśmy musieli spuścić w ubikacji. Na drugi dzień okazało się, że pojemnik na śmieci nie wystarcza i potrzeba więcej wody. W satynowej piżamce na ramiączkach oraz jaskrawych spodenkach do pływania, które na siebie narzuciłam przed wyjściem, udałam się po więcej wody. Napełniając pojemnik, byłam bacznie obserwowana przez pobliską krowę. Gdyż bałam się, że mnie pogoni, nie spuszczałam z niej wzroku. Z napełnionym pojemnikiem, którego ledwo mogłam unieść, dochodziłam do naszej chatki, gdy aż tu nagle, pośliznęłam się. Poleciałam do przodu. Brudna woda zmyła mi twarz oraz wleciała do dekoltu. Przyglądający się całemu wydarzeniu Indonezyjczyk, podszedł do mnie chcąc mi pomóc. Wstając zauważyłam strzaskane kolano oraz obdarty łokieć i brak jednego klapka. Gdy się obejrzałam, drugi klapek wylądował w dość dalekiej ode mnie odległości. Po całym incydencie związanym ze studnią, jedyną osobą, która napełniała pojemnik na wodę był Jirka.

 
 
 

Comentários


bottom of page