top of page

Nie taka zima straszna jak ją malują

Od wyprawy do Indii minęło 5 lat. W tym to czasie zdążyłam spełnić moje marzenie,wyjeżdżając do Nowej Zelandii, odkryć Azję, pokochać Kanadę, znienawidzić Irlandię, dokonać niemożliwego, przejeżdżając rowerem 3000 km, z marną kondycją oraz chorymi kolanami i osiedlić się za północnym kołem podbiegunowym. To ostatnie to mój obecny stan bytu.



Mieszkam w malutkiej osadzie, która liczy sobie 85 ludzi. Mamy tu jeden supermarket, cztery hotele, stację kolejową oraz jezioro. To wystarczy do pełni szczęścia. Niestety szczęście, o którym mówię, powoli się ulatnia. Jestem tu pół roku i choć dwa miesiące temu obwieściłam wszem i wobec, że to miejsce, gdzie chce zamieszkać na zawsze, dziś wiem, że nim nie jest. Ale zanim stąd odjadę nacieszę się pięknem, tego magicznego miejsca.

Na zewnątrz -40 stopni, wychodząc zamrażają rzęsy a palce u stóp zwijają się pod siebie, choć są otoczone grubą warstwą kilku skarpet. Skandynawowie mają powiedzenie: „nie ma złej pogody, są tylko złe ubrania”. Zapewne wraz z mlekiem matki, wyssali odporność na rekordowe mrozy. Choć jest zimno, nie mogę się nadziwić jak tu pięknie. Wszystko jest okute nieskazitelną bielą. Mieniące się w słońcu drzewa otulone są śnieżnym puchem. Pod butami skrzypie mróz. A w nocy, wychodząc na tafle skutego lodem jeziora, można podziwiać tańczącą zorze polarną, wsłuchując się w odgłosy wydobywające się spod naszych stóp.

To jest właśnie magia Abisko.

bottom of page