top of page

W krainie tęczy

  • Zdjęcie autora: Magdalena
    Magdalena
  • 4 cze 2016
  • 4 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 15 sty 2021

Summerland, jak sama nazwa wskazuje to iście letnia miejscowość, gdzie słońce świeci dłużej niż w samym Los Angeles. I choć w Summerland jest słoneczne, pada tu dość często, ale po każdym deszczu, przychodzi pora na słońce a wraz z nim na tęczę. Nidy w życiu nie widziałam tak pięknych i przeróżnych tęcz. To właśnie one będą mi się kojarzyć z tym, jakże magicznym, miejscem.


Gdy tu przyjeżdżaliśmy, nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Wiedzieliśmy, że czeka nas praca w sadzie z czereśniami. Gdy tylko dostaliśmy wizę napisałam do ponad stu sadów, z zapytaniem o pracę. 1/5 odpisała, wśród nich była Jan. Gdy wymienialiśmy do siebie maile, myślałam, że mam do czynienia z Janem a nie Janiną więc przyjeżdżając autokarem na miejscem wypatrywałam mężczyzny, zaskoczeniem było dla mnie, gdy podeszła do mnie kobieta przestawiając się jako Jan.

Jan na początku wydawała się bardzo sympatyczna, coś na typ opiekuńczej mamy, jak się później okazało bardzo srogiej mamy, ale do tego wrócę innym razem.

Gdy Jan oprowadzała nas po naszym kempingu, przechodził mnie dreszcz. Kuchnia wyglądała jak zgroza, tak samo jak nasz mały domek. Choć nasza szefowa twierdziła, że jest tu „dość” czysto, nie byłam do tego przekonana.

Byliśmy jednymi z pierwszych ludzi, którzy tu przybyli. Oprócz nas był tu Jason, młody chłopak o długiej czuprynie, z baczkami, w skórzanej kurce z frędzlami i kowbojskich kozakach. Ten chłopak miał styl. Oczywiście Jason był aspirującym muzykiem, który kochał Jim Morrison’a i Neil Young’a.

Podczas jednych z naszym pierwszych rozmów, siedzieliśmy pod gołym niebem omawiając egzystencjalne tematy. Jakże cudownie było tak siedzieć i słuchać, jak Jason gra „Hearts of Gold”.

Parę dni później dołączyła do nas Noemi, dziewczyna-petarda. Choć było jej 21 lat, miała ona za sobą 3 lata trzeźwości. Niestety narkotyki wpłynęły na to jak się zachowywała. Potrafiła wyskoczyć z czymkolwiek lub śmiać się bez powodu. Rzucała obelgami lub po prostu wrzeszczała, jeśli czegoś nie rozumiała, co zdarzało się dość często. Noemi była nieprzewidywalna. Potrafiła kochać tak samo mocno jak i nienawidzić. Pamiętam, jak prowadziła samochód, jedząc przy tym zupkę chińską, taka właśnie była Noemi.

Był tu też artysta – kucharz, który potrafił przypalić cebulę, gdyż odchodził od patelni, aby zagrać na swoim akordeonie. Phil był największym syfiarzem z jakim przyszło mi mieszkać. Wielokrotnie myślałam, że go zabiję, gdy chciałam coś ugotować a w zlew był zapchany ryżem a na kuchence stały przypalone resztki fasoli. Choć twierdził, że był kucharzem, raczej ciężko było w to uwierzyć.

Partnerką Phil’a, choć nie od początku była Garrett. Choć Garret, której prawdziwe imię było bardziej kobiece, coś w stylu Susan, była dziewczyną i tak też się zachowywała, twierdziła, że nie identyfikuje się z żadną z płci. Owłosione nogi i pachy, krótkie włosy miałyby na to wskazywać.

Oprócz powyżej było wielu innych ciekawych osobników, którzy dołączyli do nas później, ale właśnie z tą małą grupą ludzi zaczęliśmy naszą przygodę z czereśniami.

Gdy przyjechaliśmy do Summerland, nie wiedzieliśmy, że czekać nas będzie sadzenie drzew. Gdy do ręki dali mi łopatę i kazali wykopać dołek w ziemi, którego gleba była bardzo skuta, myślałam, że się poddam. Parę godzin później polubiłam sadzenie drzewek i Savanna Ridge. Pierwszego dnia dostaliśmy za zadanie wymierzenie oraz zaznaczenie miejsc, w których miały stanąć drzewka.

Rzecz niby prosta, ale jedna nie aż taka prosta jak by się wydawało. Aby zaznaczyć miejsce przyszłego drzewka musieliśmy wbić w ziemię patyk do lodów, którego barwa nie odbiegała zbyt mocno od koloru gleby. Często gubiliśmy owe patyki, wbite już w ziemię, nie mogąc ich znaleźć przy złym oświetleniu. Często gleba była zbyt zbita by móc tak po prostu wbić patyk, w takim przypadku, można było uczynić to tylko przy pomocy młotka, ale i to nie było najlepsze rozwiązanie. Często patyk łamał się przy uderzeniu młotka. Cała operacja zaznaczania drzew zabrała nam ponad tydzień, a gdy już myśleliśmy, że ukończyliśmy wszystkie pola, okazywało się, że gdzieś ktoś przejechał koparką lub inna maszyną nasze patyki i musieliśmy znowu je stawiać. Ilokrotnie wbijałam patyk, z bólem w moich kolanach (tysiące przysiadów to nie byle co), myślałam o tym jak pięknie byłoby, gdyby owe patyki były zaostrzone i miały jaskrawy kolor, ale gdyby tak było, nie miałabym o czym pisać.

Sadzenie drzew stało się jednym z moich ulubionych zajęć. Widok stojących w rzędzie na baczność małych drzewek napełniał mnie dumą. Włożony w sadzenie drzew wysiłek rósł na moich oczach. To piękne uczucie, kiedy odczuwasz głęboką wieź z naturą, towarzyszyło mi w Nowej Zelandii, gdy zajmowaliśmy się jabłoniami. Kocham bycie rolnikiem. Choć wielu z moich znajomych, nie rozumie, dlaczego taki styl życia wybrałam, dokładnie znam odpowiedź na to pytanie, życie zgodne z przyrodą jest życiem bardzo szczęśliwym. Każdego ranka wsiadaliśmy do minivana, w którym słuchaliśmy albumu Camino, zespołu Black Keys, przemierzając piękne krajobrazy Summerland aby dotrzeć do pola, na którym budowaliśmy nowy sad. Byliśmy wdzięczni za wodę oraz cień, nie potrzebowaliśmy nic więcej, a gdy po 8 godzinach pracy wsiadaliśmy, spoceni oraz brudni do minivana, słuchając ścieżki dźwiękowej do filmu „Into the wild”, rozmyślając przy tym o życiu lub o czymś bardziej przyziemnym jak obiad, byliśmy szczęśliwi, z wykonanej pracy.

 
 
 

Comments


bottom of page