top of page

Narodziny nadziei

  • Zdjęcie autora: Magdalena
    Magdalena
  • 15 lip 2013
  • 2 minut(y) czytania

Pamiętam jak to pewnego letniego wieczoru wracałam tramwajem z Jirką. Wtedy to właśnie powiedział mi, że ma bilet do Indii.


Pomyślałam: on, ten dosyć stabilnie wyglądający chłopak, wybiera się do tego szalonego miejsca. Tej nocy nie spałam, bo aktywowało się we mnie pragnienie ponownego wyjazdu. Już tak mam, że nie potrafię usiedzieć w jednym miejscu dłużej niż pewien określony czas, zazwyczaj po pół roku myślę już o czymś nowym a po 2 latach jestem zmęczona obecnym miejscem i wiem, że jeśli się nie ruszę to oszaleję. Tak było w przypadku Norwegii, Szkocji i Czech. W każdym z tych miejsc nie wytrzymałam dłużej niż nieco ponad 2 lata. Nie wiem, gdzie jest moje miejsce na ziemi, być może dom to wyimaginowane miejsce, które fizycznie nie istnieje, to miejsce, o którym każdy marzy. Możliwe mojego miejsca nie można odszukać na mapie świata i nigdy nie zaznam spokoju związanego z jego odnalezieniem.

Wracając do tamtego wieczoru, kiedy usłyszałam o planach Jirki. Niedługo po tym wieczorze zachorowałam na ostre zapalenie spojówki i gdyż nie miałam wyboru jak tylko siedzieć w domu nie robiąc nic związanego z czytaniem, pisaniem lub też oglądaniem, dużo rozmyślałam o przyszłości a bardziej precyzyjnie o przyszłym miejscu zamieszkania. Nie stąd ni z owąd wpadł mi pomysł, żeby pojechać do Nowej Zelandii. Zawsze marzyłam o tym odległym miejscu a czas wydawał się idealny. Będąc wieczną singielką nie musiałam się martwić o nikogo innego jak tylko o siebie. Po powrocie podzieliłam się moimi planami z paroma osobami, między innymi z Jirką. Wtedy to usłyszałam, że może się tam spotkamy, bo po Indiach planuje wyjazd do Nowej Zelandii. Myślałam, że zabawnie byłoby się tam spotkać. Pamiętam, że rzucił mimo chodem, że przecież też mogłabym przez Indie do krainy Kiwi pojechać, gdy mówiłam, że mu zazdroszczę. On pewnie tego nie pamięta, ale ja wbiłam sobie to właśnie głowę. Wróciłam do domu i napisałam do koleżanki z Indii, którą poprosiłam o pomoc w sprawie wyjazdu Jirki. Gdy tak konstruowałam maila nie mogłam przestać myśleć o pomyślę, który mi poddał Jirka. Jak tylko skończyłam pisać wiadomość, napisałam koleją, tym razem do Jirki z pytaniem czy mogłabym się do niego przyłączyć i tak zaczęła się nasza wspólna przygoda.

Nie znałam dobrze Jirki. Nie wiedziałam jakim jest człowiekiem. Pracowaliśmy ze sobą od ponad roku, ale rzadko ze sobą rozmawialiśmy. Dopiero gdy nas posadzili naprzeciwko siebie rozmawialiśmy częściej, zazwyczaj żartując i wygłupiając się. Poznaliśmy się bliżej, gdy zaczęliśmy planować naszą wycieczkę. W zasadzie nie planowaliśmy, tylko dużo marzyliśmy i rozmyślaliśmy. Nie potrzebowałam mieć w ręku bilet, aby wiedzieć, że pojadę tam na 100%. Wiedziałam, że decyzja, którą podjęłam była słuszna i wszystko układało się w całość. Sięgam pamięcią, kiedy to napisałam w pamiętniku, że chciałabym spróbować koczowniczego trybu życia. Choć moje nieco je przypominało, dalekie one było życia cyganki, którą chciałam być. Wolność i poczucie, że nie musisz nic posiadać jest najwspanialszym lekarstwem na szczęśliwe życie.

 
 
 

Bình luận


bottom of page