top of page

Krótka przygoda z Irlandią

  • Zdjęcie autora: Magdalena
    Magdalena
  • 18 maj 2017
  • 3 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 15 sty 2021

Gdy nasz pobyt w Kanadzie dobiegał końca, wysłałam wiele maili do różnych sadów i hoteli w nadziei na znalezienie pracy na lato. Będąc pod wrażeniem filmu Brooklyn oraz książki o tym samym tytule zapragnęłam powrotu do Irlandii.


Irlandia była moim pierwszym krajem zagranicą, do którego wyjechałam zupełnie sama w ramach programu Au Pair. Rodzina, u której pracowałam wydała się normalną i przeciętną. Niestety jak się okazało to tylko pozory. Dzieci potwory, matka alkoholiczka i ojciec brutal- tak właśnie wyglądała ta pięknie uśmiechająca się na zdjęciu rodzinka. Pewnej grudniowej nocy usłyszałam krzyki dochodzące z pokoju obok, bojąc się o swoje zdrowie i stan psychiczny zdecydowałam, że zmiana rodziny będzie najlepszą opcją. Niestety, nie miałam za wiele szczęścia i gdy oznajmiłam mojej rodzinie mój plan zostałam wyrzucona na bruk. Zdążyłam tylko zebrać mokre ubrania ze sznura i zabrałam moją walizkę, która była tylko o połowę mniejsza ode mnie. W deszczu przemierzałam ulice Dublina, aby dostać się do domu mojej przyjaciółki, która na szczęście miała normalną rodzinę pragnącą mi pomóc. Nie chcąc martwić mamy, nic jej nie powiedziałam, aż do ostatniego momentu, kiedy zabrałam się z powrotem do Polski. Pamiętam, że wyjeżdżając z Irlandii obiecałam sobie, że jeszcze tam wrócę. Gdy dostaliśmy odpowiedź z farmy w Irlandii bardzo się ucieszyłam, a gdy uświadomiłam sobie, że farma znajduję się dokładnie w tej samym miasteczku, o którym przeczytałam i usłyszałam w Brooklyn, uznałam to za znak.

Przeglądając zdjęcia rodziny Kearns, która posiadała farmę z truskawkami, miałam wrażenie, że to sympatyczna grupa ludzi, niestety tak jak w przypadku rodziny ze Skerries, bardzo się pomyliłam.

Przyjeżdżając do Enniscothy mieliśmy w planach zostać na 8 miesięcy. Gdy dotarliśmy do stacji, na peronie czekały na nas dwie panie po sześćdziesiątce, wyglądem przypominające siostry Marge Simpsons. Pierwsze informacją jaką usłyszeliśmy wsiadając do samochodu był fakt, że będziemy mieszkać z jedną z nich. Susan, nasza szefowa zaznaczała, że to tylko chwilowe rozwiązanie braku zakwaterowania dla pracowników. Gdy dotarliśmy do domu Daisy byliśmy dość zmęczeni po niewyspanej nocy w hostelu w Dublinie. Na miejscu dowiedzieliśmy, że przyjechaliśmy do domu jedynie zostawić swoje rzeczy. Na początku myślałam, że źle zrozumiałam Susan. Jednak nie przesłyszałam się, tego samego dnia mieliśmy pracować. Gdyby nie troska Daisy, pojechalibyśmy bez jedzenia i wody. Gdy przyjechaliśmy do szklarni, od razu zostaliśmy wrzuceni w wir pracy. Nie wiedząc jak i co mam dokładnie zbierać, bardzo pomału przesuwałam się w moim rzędzie. Po kilku godzinach pracy, wróciliśmy z Daisy do jej domu. Daisy była bezdzietną, szaloną kobietą, która niegdyś wiodła życie jakie wiedziemy obecnie my. Jej dom cuchnął słodkimi perfumami i dymem z papierosa, które było nieodłącznym rekwizytem w jej dłoni. Nasza tymczasowa gospodyni oznajmiła, że będziemy spać w jej małym pokoiku, kiedy zapytaliśmy się, gdzie będzie spała ona, odpowiedziała: „don’t worry pet” (nie przejmuj się zwierzątko). Taka właśnie była Daisy, niesamowicie dobra kobieta, która obcym ludziom oddała swoje łóżko, gdy ona sama spała na kanapie. Daisy nie miała łatwego życia. Przez kilka lat zmagała się z depresją, później wygrała długą walkę z guzem mózgu, a żeby tego było mało, parę lat temu wyszła z kalectwa.

Praca w szklarni choć może łatwa, nie przynosiła zysku. Podczas każdej przerwy na lunch narzekaliśmy i debatowaliśmy nad odejściem. Nic nas nie motywowało do pozostania na dłużej. Pracowaliśmy z grupą głośnych Rumunek, których aparaty gębowe nigdy się nie zamykały i choć można było mieć muzykę na maksimum głośności, nadal dochodziły do mnie odgłosy moich współpracowniczek, których jedynym celem w życiu było spłodzenie dzieci i ich wykarmienie. Zbierając truskawki zatęskniłam za sadem w Kanadzie i ludźmi, z którymi pracowaliśmy. Na farmie Kearns nie było mowy abyśmy zaprzyjaźniliśmy, z którąkolwiek z kobiet tam pracujących. One żyły w innym świecie niż my. Według nich byłam grzeszną, gdyż nie posiadałam dziecka, ale za to miałam kilka tatuaży. Naszym supervisorem był obleśny Seamus, który jakoś upodobał sobie utrudnianie mi życia, wchodząc do mojej rządki znajdując za każdym razem jedną pominiętą truskawkę, ale twarząc się przy tym jakbym zapomniałam całą jej garści.

Kiedy dobiegał końca pierwszy miesiąc zaczęliśmy się upominać o obiecane mieszkanie. Niestety Susan nie była szczęśliwa, że co drugi dzień pytamy, kiedy możemy się wprowadzić. Ciągle wymijała odpowiedź, tłumacząc się, że czekają na klucz. Gdy pewnego dnia po raz kolejny usłyszeliśmy, że póki co musimy zostać u Daisy, czara się przelała i postanowiliśmy odejść.

Podobnie jak w przypadku Skerries, również z Enniscorthy szybko uciekaliśmy. Wybraliśmy dzień, w którym Daisy poszła do pracy a my mieliśmy wolne. Zostawiając jej list, pieniądze na opłaty oraz kupon do jej ulubionej restauracji, pośpiesznie udaliśmy się na autobus do Dublina, zostawiając za sobą złe wspomnienia naszego pobytu w Enniscorthy.

 
 
 

Yorumlar


bottom of page