top of page

Jak przylecieliśmy do Auckland i po tygodniu się wróciliśmy

  • Zdjęcie autora: Magdalena
    Magdalena
  • 16 paź 2015
  • 1 minut(y) czytania

Decyzja o powrocie była spontaniczna, podjęta, gdy sączyliśmy piwo przy jednej z ulic Hanoi. Wtedy wydawało się to słuszne, to czego potrzebowaliśmy- spokój i odpoczynek od chaosu oraz zastrzyk finansowy.


Gdy dotarliśmy do Aucklandu było zimno i deszczowo. Jako pierwsza rzecz, którą uczyniliśmy było kupno ciepłych ubrań. Pierwsze dwie noce spędziliśmy w całkiem dobrych, jak na Auckland, warunkach. Dostaliśmy pokój dla nas dwoje za cenę łóżek w schronisku. Szczęście nie trwało długo, gdyż miejsc w schronisku nie było, byliśmy zmuszeni przenieść się gdzie indziej. Tam warunki nie były już tak dobre, za 60 dolarów, za noc, dostaliśmy małą klitkę, w której było jak w zamrażarce. Żeby było mało śmierdziało tam mieszanką mdłego dezodorantu, potu, skarpet i brudnych ubrań. Ludzie tam przebywający to robotnicy, którzy nie wiedząc jak długo zostaną w pracy, wynajmują łóżka, za które płacą czyszcząc toalety. Ulice Auckland mnożyły się od Azjatów i bezdomnych Maorysów. Choć świeciło słońce nie byliśmy przekonani czy decyzja, którą podjęliśmy jest prawidłowa. Na drugi dzień, gdy pojechaliśmy na targi samochodów wszystko się skumulowało. Przechodząc między autami nie mieliśmy ochoty ich oglądać. Decyzję podjęliśmy siedząc na ławce. „Wyjedźmy do Meksyku!”. Oboje zadowoleni ze swojej ze swojej decyzji wróciliśmy do naszej klitki. Gdy sprawdzaliśmy opcje wyjazdu okazało się, że lot do Meksyku nie wchodzi w grę, gdyż jako obywatelka Polski musiałabym posiadać wizę tranzytową, na którą musiałabym poczekać. W tym przypadku zarezerwowaliśmy najtańszy bilet jaki był na drugi dzień, były by tylko opuścić Nową Zelandię. Padło na Bali. Nie byłam do końca przekonana, ale gdy teraz leżę przy basenie a nade mną świeci słońce wiem, że była to najlepsza decyzja.

 
 
 

Comments


bottom of page